Być może to była ostatnia piękna niedziela tegorocznej jesieni. Tak też starałem się przekonać do wyjścia w plener. Przyznam, że długo nie musiałem namawiać moich bohaterów.
Pojechaliśmy na "Ankę".
Dla niewtajemniczonych "Anka" to Góra Św. Anny :)
Dużo czasu nie mieliśmy, bo rodzinny obiad u rodziców czekał. Oczywiście spóźniliśmy się do dziadków Mai i Emilki ;)
Jeśli chodzi o mnie to warto było.