HISZPAŃSKIE KLIMATY...jak zwykle wyjazd tak na chwilę

Tak, wiem. Nic mnie nie usprawiedliwia w sprawie opóźnienia relacji z krótkiego pobytu w Hiszpanii. Krótki ale jak intensywny. Tak zapełniony gościnnością Adama i Carlosa, że zegar biologiczny jeszcze nie wrócił do siebie i poznałem uczucie jakie towarzyszy przy zmianach czasowych.
Może jednak od początku :) Wykorzystując wolny weekend spakowałem się w plecak, zabierając niezbędne rzeczy. Spodnie, koszulka, szczoteczka, bielizna. Nic więcej, przecież potrzebowałem miejsce na priorytetowe rzeczy. Aparat, obiektyw, obiektyw, obiektyw, baterie - same podstawy. Same podstawy, przecież jechałem na zasłużony urlop.
Madryt nie jest mi obcy. Powspominałem stare dzieje, rozpoznawałem miejsca, które moje oczy już widziały.
Po trzech dniach spotkałem Jacka, kolegę z Warszawy....no to jedziemy na południe Hiszpanii. Zobaczyć coś poza murami miasta, poczuć przestrzeń.

Dużo czasu i tym razem też nie ma. Jednak choć tak na chwilę zamoczyć nogi w Oceanie. To chyba był cel. Tak ustalmy, że tak właśnie było. Co było środkiem?
Dotarliśmy, co za radość. W końcu jechaliśmy prawie dwa dni. Takie zwykłe perypetie. 

Plaża przepełniona słońcem, ciepłym wiatrem, przestrzenią po daleki horyzont z muszelkami w niezliczonej ilości jak gwiazdy na niebie.

Jak być na spontanicznej wyprawie to i jak nie spać w prawdziwym hiszpańskim hostelu. Widok z okna był bezcenny, tego się nie zapomina :)

Warto zaznaczyć, że nasze pierwsze spotkanie z plażą było w godzinach porannych. Później było już inaczej. Nie tylko muszle były niezliczone...

Wszystko było dobrze. Nurtował mnie jednak fakt, że jakieś 150 km dalej jest Gibraltar. Być tak blisko...i żałować, że się tam nie było. To nie dla mnie. 
Chcę przekonać się, czy warto.

Jak Gibraltar to i słynne małpy. Zastanawiałem się, czy je spotkam. 
Zupełnie niepotrzebnie... :)

Odważnie powiem. Nie polecam tego miejsca na świecie. Gibraltar nie jest wart tracenia czasu. Wolę pojechać nad Solinę.
Czas wracać do hostelu. Na pocieszenie ostatnie 30km przemierzyliśmy transportem wodnym. Bilet tylko 2 Euro, tyle samo co za autobus miejski. Widok bezcenny i ciągle przy oknie...otwartym.

Przy zachodzącym słońcu można by było zakończyć moją historię pobytu. Jednak nie może być tak abym ja podczas jakiegoś wyjazdu, nie zrobił zdjęć młodej parze. Tym razem było coś więcej. Miałem możliwość uczestniczyć w całej ceremonii ślubnej. Coś pięknego, zazdroszczę tych emocji jakie towarzyszą kulturze hiszpańskiej. Przesyt kolorów, muzyka płynąca prosto z gorącego serca...



Uczciwie przyznaję, że to mój najdłuższy post na moim blogu.
Wytrwałym dziękuję za poświęcony czas :)


3 komentarze:

AnnG pisze...

Osobiście dziękuję za promyki słońca z plaży, Gibraltaru a także ciepłe emocje z hiszpańskiej ceremonii ślubu. Brawo :)

bistro mama pisze...

Użyję słowa, którego chyba nie ma w języku polskim, a które oddaje to co czuję po obejrzeniu zdjęć. ZAZDRASZCZAM. Zazdraszczam podróży i zazdraszczam umiejętności zatrzymywania chwil. I widoku z hostelowego okna też zazdraszczam :)

. pisze...

W tym przypadku zazdraszczanie przyjmuje formę dozwoloną, pod warunkiem, że jest szczere :)
A tak będąc przy widoku z okna...to czy z tego kaktusa można zrobić zupę? :) Jak tak, to czekam na przepis na blogu :) będę mieć na przyszłość :)

Popularne posty

Łączna liczba wyświetleń

Obserwatorzy