Kiedy w sezonie wypada wolny weekend można spędzić go na różne sposoby. Po głębszej analizie zostają dwie możliwości, zostać w domu z rodzinką albo kupić bilet, zabrać aparat, i spakować to co może być w bagażu podręcznym. Co widać na zdjęciach...ja wybrałem to drugie. Więc zanim napiszę i pokaże parę moich fotek to serdecznie przepraszam moją rodzinę Adamsów, że nie wybrałem opcji numer 1.Obiecuję, że się poprawię przy kolejnym wyborze bramki :)
Zaczęło się. WDC Stockholm to nasz start oraz punkt końcowy pobytu w tej mieścinie. Ruszyłem w przepełnione miasto w poszukiwaniu ciekawych dla mnie miejsc...
Kiedy zobaczyłem ten samotny rower przypomniał mi się pobyt w Chorwacji, kiedy napotkałem na samotnika. Tym razem samotników nie brakowało, widząc je zastanawiałem się, skąd właśnie tutaj..?
Sobota zobowiązuje i trzeba zrobić choć jedno zdjęcia młodej pary...
Udało się, oczywiście biegłem na złamanie karku aby uchwycić ten kadr :)
Sobota to prawdziwa skandynawska pogoda. Słońce, deszcz...i słońce.
Niedziela trafiła się...słoneczna. Piękne niebo z poszarpanymi, białymi chmurami i słońce, które ogrzewało nasz umysł...
To zdjęcie, super nadaje się do dalszej części pobytu w Sztokholmie
ten czwarty przeciągnął się do 5, pytacie dlaczego?
Był jeszcze 4 września, godzina 20:55. Wszyscy na pokładzie czekają na start...Informacja od kapitana: "prosimy o opuszczenie pokładu, nastąpiło uszkodzenie pokrycia samolotu przez uderzenie schodami...no i jest komedia. Oczekiwanie na lot...
Kolejne godziny...zamykają już bar. Może dlatego, że jest po północy...
godzina 9 rano...dostajemy posiłki...
Godzina 13:10. Po 16 godzinach obcowania na lotnisku, wracamy.
Wróciliśmy :)